Image and video hosting by TinyPic Image and video hosting by TinyPic

czwartek, 20 września 2012

Tęsknię!

2 września wsiadłam w samolot powrotny do Bogoty, w Bogocie przeczekałam kilka godzin na lot do Frankfurtu. Z Frankfurtu natomiast poleciałam do Warszawy i 3 września około godziny 19 byłam już w Polsce, z rodzinką.
Zdjęcie z lotniska w Barranquilli, przed odlotem
Powiem Wam szczerze, że przez to, jak różna jest Kolumbia od Polski, często miałam już ogromną ochotę wrócić do kraju. Aż za często zadaję sobie pytanie, dlaczego tak pokochałam ten kraj? Skoro jest totalnym przeciwieństwem mnie. Stąd te powracające myśli o powrocie. Ciężko mi było tam czasem wytrzymać, bo wszyscy się spóźniali, z luzem podchodzili do wszystkiego... Nie wspomnę już o upale.
Wtedy narzekałam, a teraz tęsknię za Kolumbią! Już sam fakt, że tyle czasu ogarniałam myśli, przyzwyczajałam się do tego, co polskie... Wpadłam już w rytm tamtego życia i tak naprawdę wcale nie było mi na rękę rezygnować z tego. Ociągałam się z rozpakowaniem, ciągle brakowało mi słownictwa, żeby się wypowiedzieć po polsku (w prawie co drugim zdaniu mówię "no, jak to się nazywa?")...

Tomek zacytował mi raz słowa G.G. Marqueza: La memoria del corazón elimina los malos recuerdos y magnifica los buenos (Pamięć naszego serca eliminuje złe wspomnienia; uwydatnia natomiast te dobre). Czy to nie czysta prawda? Teraz, myśląc o Kolumbii owszem, pamiętam, że było piekielnie ciepło, że ciągle czegoś nie rozumiałam, że wiecznie był rozgardiasz w domu, jakiś brak spokoju, którego tak mocno tam potrzebowałam... Ale na pierwszym miejscu jest taki sentyment, tęsknota, jakkolwiek by tam nie było. Brak mi nocnych pogaduch z Jesusem, każdej pory obiadowej, gdy Willi wracał na siestę do domu, poranków, gdy okazywało się, że Jorge już pracuje na komputerze w tym samym pokoju, szalonych busów (!), serdeczności ludzi (która tam mi ciążyła, czułam się wiecznie "okupowana").
Tam nie było idealnie. Mieszkając z normalną rodziną widzi się ich codzienne problemy, spory. Mi też się to udzielało. Nie mniej cieszę się niezmiernie, że właśnie takie życie tam poznałam, od kuchni, a nie z okna hotelu dla turystów. Wynoszę stamtąd lekcję. Nauczyłam się lubić siebie, akceptować inność, otworzyłam się na ludzi i upewniłam, że chcę tam jeszcze wrócić. Na szczęście na następny raz będę już o wiele lepiej przygotowana! :)

Kolumbio, kocham Cię! I tęsknię za tym wszystkim, czego tam nie mogłam znieść. I pewnie jak do Ciebie wrócę, znowu będę narzekać. Ale co z tego - nie ma miejsca idealnego. Teraz w Polsce, znając już, jak jest tam, wybieram Kolumbię, ponieważ jest moim MARZENIEM.

Ten blog nie zaprzestaje działalności ;) Jest we mnie jeszcze wiele wspomnień. A poza tym, w przyszłym roku z kolei przylatuje do mnie Willi. Tego też nie możecie przegapić :) Będzie na odwrót - teraz on będzie poznawał moją kulturę, środowisko, w którym się wychowałam i powoli zaczął rozumieć, dlaczego było mi w jego kraju z początku tak bardzo ciężko... :)

Całuję Was mocno i dziękuję za wszystkie dotychczasowe odwiedziny i komentarze. Jesteście wielcy! :)

P.S. 15 września w Kolumbii był Día del Amor y de la Amistad (Dzień Miłości i Przyjaźni, takie nasze Walentynki), który rozpoczyna miesiąc o tej samej nazwie. Chciałam Wam życzyć w życiu dużo miłości od bliskich Wam osób, samych wspaniałych momentów, słonecznych dni i uśmiechów od otaczających Was ludzi. Niech nigdy nie zabraknie prawdziwego przyjaciela, szczerych rozmów i uścisków! :) Niech Bóg Was błogosławi.

1 komentarz: