Eureka, chociaż jeden poważny krok w kierunku wyjazdu zrobiony :D
Zaszczepiłam się na żółtą febrę, dur brzuszny i żółtaczkę typu A. Trochę mnie
jeszcze boli ramię, plasterki jeszcze na swoim miejscu, ale CZUJĘ SIĘ
BEZPIECZNIEJ, nie ma co :D Tylko... Ah, "Boże, ześlij trochę forsy"
(foto) :D 560zł mnie ta przyjemność kosztowała!
Załatwiłam też już prawie inną rzecz. Mianowicie, moje uczestnictwo w
liturgiach i eucharystiach Drogi Neokatechumenalnej tam, w Barranquilli. Gdyby
komuś ta nazwa nic nie mówiła, to powiem tylko, że to pewien rodzaj formacji
katolickiej. I właściwie to jestem w Neo dzięki moim Kolumbijskim znajomym, do
których jadę, więc to już w ogóle jest cud, że będę mogła zobaczyć wspólnotę,
dzięki której ja sama jestem w mojej :))))) A jak to załatwiłam, mianowicie
skontaktowałam się z prezbiterem, katechistą z Poznania, który jest…
Kolumbijczykiem :D Willi (brat Jesusa, kolejny z mojej kolumbijskiej rodzinki)
napisał mi, że potrzebuję jakiegoś listu od moich katechistów dla jego
katechistów, żebym mogła uczestniczyć. Ale skontaktowałam się z ks. Miguelem,
który jak się okazało pierwszego lipca też leci do Kolumbii! Tyle, że do
Bogoty. I stamtąd zadzwoni do tamtejszych katechistów i do Williego i będzie
uzgodnione. Ahh, Bóg czuwa nade mną!!! :)