Image and video hosting by TinyPic Image and video hosting by TinyPic

poniedziałek, 16 lipca 2012

Kolejne spostrzeżenia

Tytuły moich postów niezbyt rewelacyjnie mi wychodzą, ale naprawdę ciężko mi jest znaleźć jakiś spójny tytuł dla tych niezwykłości, których tu doświadczam :)
Zauważyłam, że w Kolumbii wszędzie potrzebny jest numer dowodu osobistego,. Ah, lingwistycznie: w Hiszpanii na dowód mówią carnet de identidad, a tutaj cédula. Bez tego słowa ani rusz :P Czy to w banku, czy w medycznych sprawach, nawet jak byłam na lotnisku, to policja spisywała numery dowodów (ale tylko Kolumbijczyków, mnie zapytali o narodowość i powiedzieli: a, to spokojnie, nie trzeba :)). To chyba świadczy o tym, że dość zbiurokratyzowane jest wszystko.
Wspomniałam o banku. Otóż wczoraj byłam chyba 4 raz w banku (to były cztery różne banki, jak to możliwe, że jedna rodzina załatwia sprawy aż w czterech bankach?). Davivienda, Bancolombia, Banco de Bogotá... Nie pamiętam nazw innych, ale pełno tu ich. Wczoraj byłam w jednym z nich z Jorge, byliśmy zapłacić rachunki. Jorge zdziwił się, jak go zapytałam, dlaczego nie robią przelewów przez internet. Widocznie ten sposób nie doszedł jeszcze do Kolumbii. W banku oczywiście była kolejka. Jorge stanął w rządku, a ja sobie usiadłam. Obok mnie, po pewnym czasie, dosiadła się jakaś pani, raczej młoda. W sumie miałam o niej nie pisać, bo po prostu się malowała. W sumie w Polsce nikt w banku nie siada i się nie maluje. Puder, szminka, tusz do rzęs... No okej. Ale jak wyjęła pensetę i zaczęła regulować sobie brwi to stwierdziłam, że muszę o tym tu wspomnieć :D

Dzisiaj w busie kolejna niespodzianka. Oczywiście, sprzedawali jakieś ciastka (Jorge mi nawet kupił :D) i "sopa de letras", czyli takie wykreślanki. Koleś rozprowadził książeczki po całym busie po czym opowiedział swoją historię, że zmarł mu brat, że z drugim bratem próbują zarobić, że jeśli ktoś nie może zapłacić tych 500 pesos za książeczkę, to niech wesprze ich jakąkolwiek sumą. Jednak hitem busowych niespodzianek okazał się duet grających vallenato. Jeden pan z bębenkiem, drugi z güiro (na zdjęciu). Dwa instrumenty, ludzki głos i powstaje cudowna muzyka.
W Kolumbii istnieją jakieś tutejsze marki telefonów, nie tylko LG, Nokia itp. Nie znam ich nazw, ale zauważyłam, że mają coś, czego w Polsce, wydaje mi się, nie znajdziemy - można oglądać telewizję. Chociażby w dniu, kiedy przyleciałam do Barranquilli, Angie i Jesús oglądali jakąś "novelę" - tak mówią na seriale/telenowele. Oczywiście, że często odbiór jest byle jaki, nie mniej jednak Kolumbijczycy (a może i Ameryka Łacińska) ma coś, czego nie ma w Europie ;)
Co do telefonów jeszcze, zauważyłam ciekawy myk. Oni często gdy rozmawiają przez telefon, nie trzymają telefonu przy uchu non stop. Gdy przychodzi ich kolej mówienia biorą telefon przed siebie, przykładają do ust tę część, do której się mówi i trzymają jak mikrofon :D
Co jeszcze ciekawego. Jak pewnie się domyślacie, tu, na Karaibach jest bardzo gorąco. Co prawda nie mam termometru, ale temperatury mieszczą się w granicach 30-40 stopni. A oni tutaj mimo wszystko noszą długie spodnie, koszule na długi rękaw czy zakryte buty (przeważnie bez skarpetek). Ale ale :) Używają talku. Biały proszek, który właśnie nazywają po prostu "polvo" (proszek). Nakładają go na te partie ciała, które się pocą. Ja byłam świadkiem tego, jak Jesús nakładał sobie na stopy przed założeniem butów. Ja też już tego używam :)
Najciekawsza rzecz!! Numery domów! W Kolumbii nie ma ulic typu Słowackiego, Zielona, Kościuszki... Albo są baaaardzo rzadko. Są za to głównie Carreras i Calles, które są do siebie prostopadłe. Carrera z inną Carrera są do siebie równoległe i liczone są od południa na północ, czyli są jak równoleżniki, poziomo, natomiast Calle z inną Calle (np. C30-12) są też do siebie równoległe, są jak południki, pionowe, liczone są od wschodu na zachód. System numeracji bardzo mnie rozbawił i zadziwił! Jeśli ktoś mieszka przykładowo na Cra25#55-14, to oznacza to, że jest to na Carrera 25, 55 to numer Calle, którą przecina najbliżej, a te 14 to odległość w metrach, które dzielą tą Carrera od przecinającej ją Calle. To oznacza, że Twój sąsiad wcale nie mieszka pod Cra 55-15 :D Nie rozszyfrowałam jeszcze tylko dodawanych czasem do numeracji liter... [Tomek, dzięki za zwrócenie uwagi :)]

Dzisiaj był nowy dzień pełen przygód, które opiszę jak najszybciej będę mogła ^^ Niedługo wstawię też zdjęcia z nieudanego wyjścia do Museo Romántico, bo jednak jakieś się udało zrobić ^^ Buziaki!

5 komentarzy:

  1. Madzia, jestem w szoku, że tyle się tam dzieję. Bardzo się cieszę, że masz tyle przygód, poznajesz ciekawych ludzi i zwiedzasz nowe miejsca ;p. Trzymaj się i korzystaj z tych kolumbijskich atrakcji i pisz oczywiście.
    Pozdrawiam serdecznie
    B)

    OdpowiedzUsuń
  2. no ja też jestem w szoku i zazdroszczę wyjazdu z tej zapracowanej Polski ...

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę, że pobyt w Kolumbii przebiega bardzo ciekawie. Oby tak dalej! ;) Nie wiem, jak bym zareagowała, gdybym zobaczyła kobietę regulującą sobie brwi w banku. :D
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. carreras chyba, nie? :)
    K55#16-70 będzie oznaczać, że dom jest położony na carrerze a nie na calle, najbliżej się przecina z calle 16, numer budynku 70, do tego ew. nazwa budynku, numer mieszkania
    wspomnienia mi wracają, jak czytam! ja się kiedyś natknąłem na chłopaka z głośnikiem, który akurat śpiewał reaggeton, a obok siedziała kobieta, której się bardzo to nie podobało :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za zwrócenie uwagi :) Już poprawiłam, ale zobacz, czy znowu czegoś nie przekręciłam :D

      Usuń